niedziela, 3 listopada 2013
Azja kontra Zagłoba
Dzisiaj ponad 10 km (bo ponoć w sobotę, niedzielę tak trzeba - gdzieś wyczytałem). Czas taki sobie. Ale nie to mnie martwi. Tętno ponad 170, a nie biegłem szybko - raczej tempem żółwia z paradoksu Zenona (tylko taki [żółw], który dał się przegonić). Wszystkie znaki na ziemi i niebie, tzn. regułki dotyczące obliczenia własnego tętna, podpowiadają mi, że cierpieć powinienem jak Azja Tuhajbejowicz w Raszkowie. A było inaczej. Może nie czułem się aż tak, jak Zagłoba w chwili, kiedy opowiadał o oleum konopnym, ale z pewnością po powrocie do domu wina mógłbym spokojnie się napić. Więc, co z tym zrobić? Dać sobie spokój? Zwolnić? Biec w tempie poloneza? A może pulsometr pokazuje złe dane. Jutro, postanowiłem biec bez pulsometru. Po co mi niepotrzebny stres. Ponoć przysłowia są mądrością narodu, a czasami słyszę : "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz